Wyruszyłyśmy ze Świnoujścia promem do Ystad. Do brzegu dobiłyśmy wieczorem, więc pierwszą noc postanowiłyśmy spędzić w okolicznym lesie, rozbijając hamaki przy plaży i zasypiając przy dźwiękac szumu morza, które doskonale zagłuszył odgłosy pobliskiej szosy. Rano szybka kawka na plaży i schronienie się przed deszczem pod wiatą na polu golfowym, gdzie poznałyśmy starszą Pani, która ćwiczyła golfa przez zawodami. Ruszyłyśmy po opadach mijając pola uprawne, farmy, miasteczka, stadniny koni. Dzień skończyłyśmy w wiacie w Vantalängan przy Brösarp. Przez kolejne dni zdecydowałyśmy się na spanie właśnie w takich miejscach piknikowych, ze względu na możliwość ogarnięcia wody i paleniska W środę skierowałyśmy się w stronę wschodniego wybrzeża, odwiedziłyśmy plażę Haväng w rezerwacie przyrody Verkaån. Pływanie przypomniało bardziej morsowanie, ale po wjechała ciepła kawka. Po plażowaniu zdecydowałyśmy się ruszyć w głąb lądu i znaleźć miejscówkę w lesie. Trochę szutrami, trochę asfaltem, trochę prowadząc rowery przez ścieżki leśne, kamory i piękne lasy, trafiłyśmy po lekkim zagubieniu do kolejnej wiaty. Wieczór spędziłyśmy rozmawiając z innymi obozowiczami o wiedźmach w Szwecji. Czwartego dnia ruszyłyśmy w stronę Store Damm. Tam już kąpanko w jeziorze, krążenie po okolicy rezerwatu Fulltofta i spanko przy krowach. Piątego dnia postanowiłyśmy jechać w dół w stronę niżej położonych rejonów Snogeholm. Jako że przez wcześniejsze dni unikałyśmy kontaktu z cywilizacją, ograniczając ją do mijania wsi i miast oraz zakupienia piwka i bułek, tego dnia zdecydowałyśmy się jechać chwilę drogami głównymi. Prąd w powerbankach prawie się skończył a kolejnego dnia musiałyśmy zdążyć na prom. Ostatni dzień to mega wiatr w oczy i podjazdy w stronę Ystad, ale finisz traski umiliły nam ostatnie kilometry pokonywane wzdłuż wybrzeża.
Podsumowując południe Szwecji nie jest płaskie, piwka nie są drogie, wiaty są mega spoko i wszyscy dbają o przyrodę. Foty: Niekwiat.